Startujemy z nowym Streetmusic.pl

No i stało się. Jesteśmy! Nowe, świeże i działające Streetmusic.pl.

Nasza misja: kontynuować tradycje i być najlepszym portalem Oi/streetmusic w Polsce!

Zapraszamy do lektury nowych tekstów, a tych będzie teraz przybywać regularnie. Do tego serwis jest dostępny na urządzenia mobilne.

Osoby chcące zostać redaktorem lub reklamodawcą proszone są o kontakt na adres: olifantoi@gmail.com.

A na dokładkę, dla pierwszych 100 osób mamy kupon zniżkowy, 20 % na zakupy w Olifant.com.pl. Wystarczy podczas zakupów podać kod kuponu: newstreetmusic.

Ring – „Od miłości do nienawiści” CD Olifant Records

Ring to nowy zespół na naszej scenie aczkolwiek znany już ze składanki „Muzyka ulicy muzyka dla mas vol. 2” gdzie zaprezentowali się w utworze „Moja nienawiść”. Według mnie tamten debiut był średnio udany za sprawą dziwnej maniery wokalisty. Na tym cd śpiewa już nowy wokalista i jest dużo lepiej.

Muzyka, jaką proponuje nam Ring jest bardzo surowa. Mało tu melodii i wspólnie śpiewanych refrenów za to dużo agresji, siły i wkurwienia. Płytki fajnie się słucha i na pewno warto ją mieć ale ogólne dobre wrażenie psują trochę piosenki w stylu „Love is dead” czy „I’ll fuck with you”, które wg. mnie (szczególnie ta druga) sa nieporozumieniem i w ogóle nie pasują do całości.

Najlepsze momenty plyty to „Ring”, „Kajdany rządu”, znana już „Moja nienawiść” i ultra agresywny „Polish hooligans” – jak dla mnie najlepszy utwór na tym albumie.

Co do minusów to myslę też, że zespół powinien sobie dać spokój z językiem angielskim chociaż przyznaje, że „Crucified” w oryginalnej wersji językowej wyszedł im zajebiście! Nareszcie utwór ten zagrano z odpowiednim dla niego ciężarem i mocą. Wykonanie Analogs pozostało daleko w tyle.

Co do oprawy graficznej to jest ona jak przeważnie w Olifancie na wysokim poziomie. Okładka zajebiście mi się podoba a i książeczka też niczego sobie.

Czy Ring będący dla wielu nadzieją na scenie Oi! stanie się w przyszłości jej siłą? Tego nie wiem, ale debiut na pewno udany!

7,5/10 włodek

THE HISTORY OF ROCK. REVOLUTION ROCK. ANGEL WITH DIRTY FACES. (art. z NJJzN)

TRZY KAPELE, KTÓRE UTRZYMAŁY PUNK PRZY ŻYCIU

 

„Generacja zespołów punk, które powstały po pierwszym wybuchu, wymarła napotkawszy zmiany na scenie muzycznej. Zespoły takie jak : THE U.K.SUBS, THE ANGELIC UPSTARTS i THE COCKNEY REJECTS(tzw. druga fala punk-przyp D.K) zdawały sobie sprawę, że początkowy szok wywołany punkiem dawno minął; rewolucja skończyła się, prąd muzyki został nieodwracalnie zmieniony, a ich zadaniem stało się teraz utrzymanie tego pędu. Wszystkie trzy kapele użyły silnej energii punk aby stworzyć własne ekscytujące i nowe style. Podeszli do tego w różny sposób, ale ich oddzielne działania wyniosły ich na szczyt list BBC-TV „Top Of The Pops”(…)

Od samego początku wszystkie trzy zespoły dokładały wszelkich starań, aby podtrzymać ważne zasady punk. To właśnie uosabianie nowego podejścia umożliwiało każdemu z nich granie na gitarze i pójście na koncert z pewnością, że grupa chce być raczej z publicznością, a nie ponad nią. Wcześniejsze grupy punk stały się sławne dzięki krajowej prasie, grupy późniejsze popijały ze swoimi fanami w pubach, jak z innymi „normalnymi” pracującymi ludźmi. Jak to powiedział wokalista i założyciel U.K.SUBS CHARLIE HARPER : Każdy może być członkiem U.K.SUBS.”- tak swój artykuł zatytułowany „ANGELS WITH DIRTY FACES” rozpoczęła CAROL CLERK.

Artykuł ten ukazał się w ramach wydawanej(1982-85) w formie „zeszytów” prestiżowej encyklopedii rocka „THE HISTORYK OF ROCK”(zeszyt 108 „REVOLUTION ROCK”).

Dalej CAROL CLERK cytuje HARPERA wspominającego 1978r : „W atmosferze ogólnie dało się wyczuć wielki entuzjazm. Każdy chciał coś robić, ludzie wstępowali do kapel i otwierali kluby, zostawali DJ- ami, zakładali niezależne wytwórnie i magazyny fanów. Ludzie żyli muzyką-byli zaangażowani(…)Ludzie byli spragnieni muzyki. Mieliśmy takie punkowe noce, gdy zapraszaliśmy przyjaciół, którzy mieli własne kapele, aby grali z nami.”

Takie podejście Charlie potwierdza w wywiadzie którego udzielił GARREMU BUSHELLOWI( SOUNDS 18 sierpień 1978r). Na pytanie o młode zespoły Harper odpowiada :” Zawsze staramy się i pozwalamy młodym zespołom grać z nami(…) Wszyscy pomagają wszystkim. Jest tyle talentów w kręgu Londynu w tej chwili, trzeba pomóc się im ujawnić”. Garry Bushell, który przedstawia w tym wywiadzie Charliego jako człowieka który udowodnił, że:” nie trzeba mieć poniżej 16-tu lat aby być częścią następnej generacji”, wspomina koncert, po którym HARPER mu go udzielił: „Charcie uważa fanów na scenie za coś świetnego. Kiedy ich zobaczyłem (U.K.SUBS przyp. D.K) grupa skinheadów robiła im za chórki. To było wspaniałe, zobaczyć te wielkie wytatuowane dzieciaki przejmujące scene (…)”

Carol Clerk wspomina, że U.K.SUBS „nigdy nie zagubili swego poczucia odpowiedzialności za fanów” i zawsze pozostali wierni zasadzie, że „ każdy może należeć do U.K SUBS”.

Pisząc o COCKNEY REJECTS Carol Clerk cytuje Vinca Riordana (git.bas.) który stwierdził :”Nasza muzyka zawsze była o nas samych(…)Nasze życie zawsze oscylowało wokół tego wielkiego sracza zwanego Wschodnim Londynem.”

Garry Bushell(SOUNDS) określając muzykę COCKNEY REJECTS użył bardziej parlamentarnych sformułowań pisząc :”Tkwi w tym wizja całej młodzieży klasy pracującej trzymającej się razem”.

Micky Geggus (gitara) postrzegał swój zespół jeszcze inaczej: ”Jesteśmy tym, czym ludzie myśleli, że jest SHAM 69. Jesteśmy po prostu czterema gośćmi z EAST ENDU. Nie znajdziecie drugiej tak prawdziwej grupy jak my, czy myślącej jak my.”

Dorzućmy jeszcze wypowiedź Jeffa „Stinky” Turnera (wokal) :”Traktowaliśmy punk jako muzykę BOOT BOYSÓW. Harringtonki, glany, proste włosy. Oto, na czym to polegało” a uzyskany wspólny mianownik, jakim jest Oi! Music, najbardziej źle rozumiany (przez mass media) element drugiej fali punk rocka. Micky Geggus w wywiadzie dla RISING FREE FANZINE nr 4(1981) na pytanie o Oi!music odpowiada krótko :”Mamy satysfakcje,że to my to zaczęliśmy, że byliśmy pierwsi, oryginalni. The 4 SKINS, czy INFA-RIOT nigdy nie dorosną do pięt THE REJECTS. My byliśmy pierwszą taką kapelą.”

Rozważania o COCKNEY REJECTS zakończe kolejnym cytatem z artykułu Carol Clerk: „THE REJECTS mieli całą rzeszę zwolenników, pomiędzy którymi było wielu skinheadów, którym podobała się ich footbalowa muzyka, w której można było znaleźć chanty, chórki i rytm bicia serca”.

Najtrudniej napisać coś obiektywnie o trzeciej kapeli z tych które wg. Carol Clerk „utrzymały punk przy życiu” czyli o ANGELIC UPSTARTS. Kredo MENSIEGO :”Zawsze będziemy śpiewać o rzeczach istotnych – nie będziemy chować głowy w piasek” spowodowało, że ANGELIC jest postrzegany przez C.C. jako:”Silnie upolityczniona, występująca w imieniu klasy robotniczej i nagłaśniająca jej problemy grupa, która połączyła silne wyczucie melodii i wyjątkową smykałkę do chórków z wybitnie agresywnymi tekstami. „George MARSHALL W „SPIRIT OF’69 A SKINHEADS BIBLE” pisząc o ANGELIC UPSTARTS wspomina, że: „Lewica chciała by wybrali między nią a prawicą, podczas gdy dla grupy bardziej istotna była różnica pomiędzy dobrem a złem.”

Wspominając koncert ANGELIC UPSTARTS CAROL CLERK pisze :”Mensi prezentował jedną tyradę za drugą, wrzeszcząc o wszystkim poczynając od brutalności policji do niesprawiedliwości konserwatywnej Brytanii”.

Pyskaty Mensi miał i ma wyjątkowy dar zjednywania grupie nowych fanów jak i stwarzania zażartych wrogów. Już pierwszym singlem grupa narobiła sobie problemów. Jak wspomina George Marshall w cytowanej już SKINHEADS BIBLE : „Ich debiutancki singiel MURDER OF LIDDLE TOWERS zrealizowany pierwotnie przez DEAD RECORDS, a następnie przez SMALL WONDER (za pośrednictwem ROOGH TRADE) przyniósł grupie masę problemów

z najmniej oczekiwanej strony. Towers był miejscowym trenerem boksu(UPSTARTS pochodzili ze społeczności stoczniowców z Tyneside przyp. D.K),który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w policyjnym areszcie, a kapela chciała zwrócić uwagę na jego śmierć. Oczywiście nie spodobało się to zbytnio miejscowej policji, tak samo jak rozbijanie świńskich głów na koncertach zespołu(w U.K na gliny woła się nie psy tylko świnie).Policja zaczęła się pojawiać na każdym koncercie UPSTARTS czekając tylko by Mensi i chłopaki przekroczyli granicę prawa”.

Z polskiego punktu widzenia najistotniejsze było”Solidarity”,nagrane wtedy, kiedy wsparcie było najbardziej potrzebne…

Trzy zespoły wywodzące się z różnych środowisk, mające różną historię i odmienne podejście do życia. Według Carol Clerk łączyło ich jedno: ”Chociaż krytycy już dawno głosili, że punk nie żyje, oni trwali dalej bez względu na modę ,przyciągając sporą widownię i wydając liczne płyty. Charlie Harper z U.K SUBS podsumował to mówiąc: Nadal będę grywał w lokalnych klubach raz lub dwa razy w tygodniu i za 20 lat o ile nadal tu będę. I to będzie dla mnie najlepsze.”

Dziś mogę z czystym sumieniem napisać że, Charlie dotrzymał słowa i z dużą satysfakcją dodać, że mimo wielu zawirowań wszystkie trzy grupy są nadal obecne na brytyjskiej scenie punk rockowej(na ironię zakrawa fakt, że ”TOP OF THE POPS” został niedawno zdjęty z ekranu a U.K SUBS,COCKNEY REJECTS I ANGELIC UPSTARTS nadal mają się dobrze(no, może ANGELIC troche gorzej od SUBS i REJECTS).

D.K.

P.S

Frekwencja na dwóch festiwalach, na których byłem niedawno :”WASTED” w BLACKPOOL i „AKADEMY IN THE U.K”w Londynie(oba zorganizowane z okazji 30-lecia brytyjskiego punk rocka) świadczy o tym,że ta muzyka ma się nadal dobrze. O WASTED FESTIVAL mogliście przeczytać wyczerpujące informacje w 6/7 nr NJJzN.

W tym numerze parę słów o AKADEMY IN THE U.K. Dla mnie ten mini festiwal był doskonałym uzupełnieniem WASTED ,na którym na 4 scenach przez 4 dni grało 160 zespołów. Siłą rzeczy trzeba było wybierać.Tak się złożyło.że w

krótkim czasie” dostałem drugą szansę” i dzięki AKADEMY IN THE U.K. mogłem zobaczyć na żywo DAMNED oraz ANTI-NOWHERE LEAGUE(przeoczyłem te grupy w BLACKPOOL)oraz SHAM 69 (w ostatniej chwili PURSEY zrezygnował z udziału w WASTED)  Krótko: SHEPHERDS BUSH EMPIRE w którym odbyło się AKADEMY IN THE U.K. to

dziwny klub-koncert rozpoczął się o godzinie 17.00 i dokładnie o tej porze zaczęto wpuszczać tam publiczność. W dziwnej sytuacji został więc postawiony GOLDBLADE, który grał tego dnia jako pierwszy. Jest to jednak jeden z nielicznych zespołów, który w każdej z sytuacji potrafi sobie doskonale poradzić na scenie. Mimo, że zaczynali koncert przy prawie pustej sali zagrali na zwykłym dla siebie poziomie, czyli doskonale. JOHN ROBB wciągał do zabawy napływającą szerokim strumienie publiczność, każdy wchodząc do klubu znajdował się od razu w centrum wydarzeń.

Kolejna grupa to DEADLINE. Znaleźli się w komfortowej sytuacji gdyż klub był już pełen rozgrzanej przez GOLDBLADE publiczności. DEADLINE jednak skutecznie ją schłodził. Ich udany występ na WASTED FESTIVAL rozbudził we mnie ciekawość-wiele się spodziewałem po ich koncertowym secie. I tu nastąpiło duże rozczarowanie. Zagrali słabo, słabo i jeszcze raz słabo! Z tego wniosek-mimo pokaźnej dyskografii należy ich nadal zaliczać do kategorii juniorów, których cechuje zmienna, chimeryczna forma.  Jako trzeci zespół- ANTI NOWHERE LEAGUE. Na WASTED udało mi się zobaczyć

jedynie końcówkę ich koncertu co zaostrzyło tylko mój apetyt. To i oczywiście ich ostatni, doskonały CD”KING AND QUEENS” ze swoim niecodziennym mottem, które brzmi: ”Barbarzyństwo jest naturalnym stanem ludzkości…i do barbarzyństwa powinniśmy bezwzględnie powrócić”.

Trzymając się terminologii sportowej-jeśli DEADLINE to juniorzy to ANTI NOWHERE LEAGUE jest zespołem weteranów ale za to w życiowej formie. Pierwotna, nieokiełznana, męska siła nie do zatrzymania na scenie. Odwieczny, skórzany imane, seksistowskie teksty, prowokacyjne zachowanie. Adrenalina i testosteron-ta wybuchowa mieszanka to kwintesencja ich występu. Dodam, że bardzo udanego. Tak, ANTI- NOWHERE LEAGUE to barbarzyńcy punk rocka.

Przyszedł czas na ANGELIC UPSTARTS.W przypadku tej grupy sytuacja jest

nietypowa. Trudno powiedzieć czy UPSTARTS bez Mensiego to nadal ten sam zespół? Na pocieszenia pozostał DECCA, który niedawno wrócił do składu. Zarówno w BLACKPOOL jak i w Londynie Mensiego zastąpił wokalista CRASHED OUT-CHRIS WRIGHT (parę miesięcy temu ktoś wyartykułował swoją niechęć do Mensiego, rzucając w niego butelką w czasie jednego z koncertów. Niestety Mensi w roli tarczy sprawdził się bardzo dobrze, co jest powodem jego nieobecności w zespole).W BLACKPOOL podobnie jak i w LONDYNIE zamiana wypadła średnio(WASTED odebrałem gorzej, bo pomysł zaśpiewania SOLIDARITY w duecie z rapującym wokalistą BLAGGERS uważam za chybiony)Sama maniera sceniczna CHRISA WRIGHTA polegająca na podskokach a’la sprężynka też nie przypadła mi do gustu. Jednak największym wyzwaniem dla CHRISA jest repertuar ANGELIC UPSTARTS.W dynamicznych utworach takich jak TEENAGE WARNING radzi sobie dobrze, lecz utwory,które trzeba zinterpretować takie jak np. WOMAN IN DISGUISE kaleczy niemiłosiernie. Jego wersje SOLIDARITY pozostawiam bez komentarza. Zapewne lepiej niż w repertuarze ANGELIC UPSTARTS CHRIS czuje się w swoim studiu tatuażu WIKING TATOO STUDIO w którym odbywają się również próby CRASHED OUT.

Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nikt nikogo nie zmusza do przychodzenia na koncerty ANGELIC UPSTARTS i kupowanie ich płyt uważam, że rzut butelką w Mensiego był, delikatnie mówiąc, grubo przesadzoną reakcją. Osobiście bardzo chętnie zobaczyłbym Mensiego jeszcze na ścienie i wysłuchał na żywo SOLIDARITY…

Po krótkiej przerwie na scenie, pojawił się SHAM 69 . Z udziału w WASTED FESTIVAL

PURSEY zrezygnował na krótko przed rozpoczęciem imprezy. Był to główny temat kuluarowych rozmów pierwszych dwóch dni festiwalu(do czasu gdy koncert COCK SPARRER przyćmił wszystkich i wszystko)Dostało się wtedy JIMMIEMU konkretnie; kpiono z jego pomysłu nagrania na WORD CUP „HURRY UP ENGLAND”, a Jeff”TURNER” (COCKNEY REJECTS w ostatniej chwili zastąpił SHAM 69)opowiadając w czasie koncertu o okolicznościach w jakich doszło do występu THE FIRM na WASTED wbił w ‘siedzenie’ Purseyowi wszystko co możliwe.

Na AKADEMY IN THE U.K. nie było lepiej. Gdy tylko SHAM 69 pojawił się na scenie J.P. został oblany piwem i opluty(do tego stopnia,że powstała kałuża z potu,śliny i piwa na której JIMMY kilkakrotnie się poślizgnął).Tak już jest,że SHAM69 wzbudzał i wzbudza skrajne emocje.Oczywiście temu wszystkiemu towarzyszyły chóralne śpiewy (wyobraźcie sobie kilkutysięczną publiczność odśpiewującą kolejne przeboje niewątpliwej legendy jaką jest SHAM 69). Ich koncert potwierdził starą prawdę,że od nienawiści do miłości jest naprawde krótka droga…

Na koniec DAMNED.Na WASTED FESTIVAL wybrałem ADICTS(grali równolegle z

DAMNED na dwóch różnych scenach).Na szczęście nie poniosłem konsekwencji tego wyboru,gdyż mogłem ich zobaczyć na AKADEMY IN THE U.K.

Mimo początkowych problemów z częścią publiczności, dali

bardzo dobry rockowy show( wg.Marka, który na” punkowym uniwersytecie” mógłby prowadzić o DAMNED wykłady, troche gorszy od tego zagranego w BLACKPOOL-wina publiczności?)

Trafnie występ DAMNED podsumował Michał(ex-TRYKWETR) z którym mieliśmy ( MAREK I JA) okazje spotkać się na festiwalu : TO TRZEBA CHOCIAŻ RAZ W ŻYCIU ZOBACZYĆ.

PODSUMOWUJĄC : 2 FESTIWALE, 2 MIASTA, 2 DOBRE KLUBY, DOBRY SPRZĘT(NAGŁOŚNIENIE, SCENICZNE OŚWIETLENIE), WSPANIAŁE KONCERTY (WASTED –COCK SPARRER, ACADEMY IN THE U.K.- chyba jednak SHAM69), 2 ROZCZAROWANIA (WASTED- SECTION 5, ACADEMY-DEADLINE), PEŁNE SALE PUBLICZNOŚCI, DOBRA ATMOSFERA…

WNIOSEK NASUWA SIĘ JEDEN : PUNK ŻYJE I MA SIĘ BARDZO DOBRZE.                                                                                                                                D.K.

Mechaniczna Pomarańcza – Mateusz Sitkiewicz (art. z NJJzN)

„Eksperymenty rządu prowadzące do samobójstwa chłopca”

Czytając recenzje filmu Mechaniczna Pomarańcza można przeczytać opinie typu: „Mechaniczna Pomarańcza to film o zwyrodnieniu człowieka, ale jednocześnie o jego psychice i mentalności; o resztkach emocji, które zawsze będą stanowiły różnice między człowiekiem a zwierzęciem…” lub „Wizja przyszłości pełnej przemocy, anarchii i cynizmu.” i „Alex, nasz młody bohater, nie przeciwstawia się jednej konkretnej rzeczy. On nie działa dla żadnej idei, nie działa dla zemsty czy żądzy zysku – jego agresja nie jest niczym zanieczyszczona. Robi to, co robi dla czystej sadystycznej przyjemności zadawania cierpienia. Jego agresja nie jest również ukierunkowana na żaden konkretny cel, za to rozchodzi się we wszystkich kierunkach, jak kręgi na wodnej tafli, gdy wzburzyć ją rzuconym kamieniem.” Przemoc, cynizm, zwyrodnienie człowieka, agresja itd. itp. W kółko to samo. O czym tak na prawdę jest ten film? Z pewnością o „przygodach” piętnastoletniego Alexa, także o przemocy, agresji, ale i także o tym, do czego zdolny jest rząd. Nie to jest w Mechanicznej Pomarańczy najokropniejsze, co jej bohaterowie wyczyniają, ale to, co System (rząd) może zrobić z człowiekiem!

A więc jak to było z tym naszym młodym Alexem? Alex, razem ze swoją bandą (trzema kumplami) rozrabiał w całym mieście. Pobili starca, wdawali się w bijatyki z innymi gangami, włamywali się do mieszkań, rabowali, gwałcili i kradli. Po jakimś czasie tych chuligańskich wybryków w grupie Alexa doszło do kłótni i w wyniku spisku jego kompanów, Alex wylądował w więzieniu na 14 lat za MORDERSTWO!

Więzienia były przepełnione, rząd nie chciał dawać więcej pieniędzy na więźniów, którym więzienie i tak nie pomagało, a niektórzy traktowali to raczej jako zabawę. Rząd postanowił przeprowadzić eksperyment polegający na tym, aby więzień oglądał nadmiernie filmy zawierające przemoc. W ten sposób więzień miał znienawidzić przemoc i wejść na dobrą drogę.

I tak w ten oto sposób nasz Alex po dwóch latach wiezienia został przewieziony do klinik i poddany technice Ludavico. Na początku Alex dostawał „lekarstwa”, później oglądał serie filmów zawierających przemoc, gwałty, bijatyki, wojny itd. Nasz bohater został unieruchomiony na fotelu, oczy miał zablokowane jakimiś spinaczami tak, aby musiał oglądać filmy cały czas. Po oglądaniu filmów kilka dni, „lekarstwa” zaczęły powodować u Alexa mdłości. Na widok przemocy Alexowi robiło się niedobrze. Jednak najgorsze dopiero nadeszło, kiedy jako podkład do filmów użyto muzyki Ludwika Van Beethovena. Niestety Alex był koneserem i jego ulubiona „Dziewiąta…” stała się znienawidzona. „Błagam! Błagam przestańcie! To grzech używać Ludwika Van… do takich rzeczy” – krzyczał Alex.

Młody Alex został wyleczony z seksu, przemocy i… muzyki. Po udanym leczeniu przy publiczności składającej się z samych wysokich osobistości Alex został poddany próbie. Najpierw jakiś mężczyzna obrzucił go wyzwiskami, później uderzył w policzek, a następnie kazał lizać buty. Alex wytrzymał tę próbę, przy czym oczywiście miał mdłości. Następnie musiał stawić czoła nagiej kobiecie. Kiedy już chciał ją dotknąć napotkał na podświadomą barierę, mdłości itp. Udało się – Alex został wolny! Media przekrzykiwały się nawzajem: „Morderca na wolności: nauka tryumfuje”.

Alex powrócił do domu i zastał w nim jakiegoś mężczyznę, który wynajmował jego pokój. Już chciał mu przywalić jak za dawnych czasów, ale… nagle coś go zatrzymało i pojawiły się mdłości. Zaczął bekać i ogólnie zrobiło mu się nie dobrze. W domu już nie miał czego szukać, więc tułał się po ulicach. I zaczęło się…

Spotkał biedaka, którego niegdyś pobił z kumplami. Teraz biedak ze swoimi kumplami odpłacił się Alexowi, a Alex? Cóż miał zrobić? Wewnętrzna blokada trzymała. Nie był zdolny nawet do samoobrony. Chwile później spotkał swoich dawnych kompanów, którzy teraz są policjantami! Oni także spuścili mu łomot. Oczywiście jakby tego było mało, Alex zawędrował do domu pisarza, któremu wcześniej zgwałcił żonę. Kobieta umarła jak twierdzom lekarze, jednak pisarz był przekonany, że to przez Alexa i jego kumpli. Pisarz jednak na początku nie zorientował się, że to Alex, ponieważ ten miał w tamtym czasie maskę na twarzy. Dla pisarza Alex był świetnym narzędziem do walki z rządem. Zadzwonił więc do przyjaciół: „Politycy próbują nawracać zbrodniarzy i recydywistów… Wcielając ich potem jako posłuszne baranki na drugą stronę barykady. Musimy uświadomić ludzi, że rząd może to samo zrobić z nimi. Muszą bronić swojej prywatności i wolności. W czasach, kiedy człowiek sprzeda święty spokój za wolność osobistą… potrzeba nam bodźca takiego, jak ten tutaj chłopak.” Po niedługim czasie pisarz zorientował się, że Alex odpowiada za śmierć jego żony. Wiedząc, że Alex nie znosi Ludwica Van Beethovena zamknęli go w pokoju i puszczali muzykę najgłośniej jak się tylko dało. Nasz bohater wolał wybrać śmierć niż przechodzić przez takie cierpienia – wyskoczył więc przez okno! Cały się potłukł, ale przeżył. Kolejny raz media przekrzykiwały się nawzajem i tym razem słusznie: „Rząd oskarżony o niehumanitarne eksperymenty.”, Rząd mordercą.”, „Naukowcy ingerują w ludzką naturę.”, „Eksperymenty prowadzące do samobójstwa?”

I tak oto nasz Alex… nie, nie zdradzę zakończenia filmu. Zepsułbym cała przyjemność.

A więc, podsumowując. Mniejsza z tym, jaki był Alex. Zwróćmy teraz uwagę na samego człowieka i na to, co System z nim zrobił. Chłopak nie miał wyboru, miał tylko jedno wyjście, które prowadzi go do tego poniżającego zachowania, jakim jest na przykład lizanie butów. Został poniżony i zdeptany jak robak. Przestaje czynić zło, nie ma już moralności, dzięki której mógłby wybierać! Została mu zupełnie odebrana prywatność, wolność osobista, godność i szacunek do samego siebie.

A rząd? Stosując taką technikę wobec ludzi może sobie podporządkować całe społeczeństwo i dowolnie nim manipulować. Ta technika pozbawia człowieka zwykłej i naturalnej dla każdego samoobrony. Alex przecież nie umiał się nawet obronić przed słabymi żebrakami! Oprócz agresji została w nim także zabita samoobrona. Rzeczywiście, to już jest ingerowanie w ludzką naturę. To właśnie w tym filmie jest przerażające. To, co może System zrobić z człowiekiem!

Mateusz Sitkiewicz

 

 

Kalevalan Vikingit – „Work & Fight”, CD, Olifant Records

Jeszcze niedawno o tym zespole nie wiedziałem nic oprócz tego, że pochodzą z Finlandii. Ta informacja od razu skłoniła mnie do myślenia, że „Work & Fight” to będzie album w stylu produkcji Mistreat. Chyba właśnie dlatego na początku byłem lekko zawiedziony tym co usłyszałem. Spodziewałem się samych, od razu wpadających w ucho, melodyjnych kawałków, a tu choć melodyjnie czasem jest, to stylu Mistreat raczej nic nie przypomina. Odłożyłem ta płytę na półkę i skusiłem się na nią znowu po naprawdę długim czasie. Teraz nie rozumiem jak mogłem nie docenić tego krążka wcześniej. Tak go polubiłem, że jeździł ze mną do pracy codziennie przez jakieś trzy miesiące. Mamy tu mieszankę stylów. Prym wiedzie Oi! ale viking rock jest równie ważny, a czasem trafia się jakiś inny smaczek jak harmonijka w „Tyomiehen kesa” czy przywodzący na myśl psychobilly bas w „Sven dufva”. Utwory nie zlewają się w całość i zdecydowanie nie jest to gra na jednym patencie. Różnorodność ale zarazem klimatyczna spójność to największe atuty tego albumu. Docenia się go jeszcze bardziej kiedy na końcu dodanej książeczki przeczytamy skład zespołu. Tworzą go tylko dwie osoby a mózgiem jest Arska, obsługujący gitarę, wokal, bas i harmonijkę. „Work & Fight” składa się z 10 utworów opowiadających o klasie robotniczej, miłości do kraju i kulturze skinheads. Co warte uwagi to, że panowie podkreślają, że nie są ani nazistami ani nie mają nic wspólnego z lewą stroną mocy, takie oświadczenie znajdziemy w paru świetnych utworach np.: „Finnish Skinheads”, „Perseilijat”czy „Work & Fight”. Oprócz wspomnianych kawałków zarąbiste są jeszcze „White & Blue”, „Kuolleet Satilaat”, „Sotahullut” czy „1918”. Mocną stroną albumu są również teksty. Fakt, że nie są jakieś skomplikowane, ale na pewno też nie prostackie. Oczywiście mówię o tekstach angielskich bo tych fińskich niestety w większości nie rozumiem. Tu mała próbka która szczególnie zapadła mi w pamięci: „Some think you’re left-winged, some think you’re right-winged. But you’re something else, you’re true o yourself”. Nie prostacko lecz prosto, zwięźle i w samo sedno. Do albumu dodano ekstra bonus w postaci wspaniałej epki „Boys from the north”. Numer tytułowy jest dobry, ale to „Love your country” i „Kustaa Aadolf” są absolutnymi hitami. W tym drugim numerze zajebiście mi się podoba jak chodzi bas i chyba to jego lubię najbardziej z całego cd ale „Love your country” wiele mu nie ustępuje i też go uwielbiam. Ostatni miałem sporo problemów i to właśnie ten numer podnosił mnie na duchu. Wydanie może nie powalające ale niezłe. Środek wkładki w barwach fińskiej flagi, teksty, zdjęcie muzyków i fajna okładka. Jednak dużym minusem jest wg mnie brak tłumaczeń tekstów. Już nie mówię, że na polski ale na angielski. To zdecydowanie ułatwiłoby odbiór tej płyty. Cóż, nie jest to Oi! jakiego słuchacie codziennie, ale niech was to nie zraża. To naprawdę świetna płyta, znam ją już na pamięć. Polecam!

9/10 Włodek

Komando Bimber – „St”, CD, Olifant Records

Za zespołem Komando Bimber stoi niejaki Kowboj. Perkusista, który ostatnio wspierał wokalnie Contra Boys w utworze „Rudy Władek”. Bardziej zaawansowani na pewno kumają tego zawodnika też z innej produkcji no ale kmwtw. Pan Kowboj w swoim zespole oprócz walenia w gary obsługuje również mikrofon. Głos jak i sposób śpiewania ma dosyć oryginalny ale fajnie się go słucha. Ogólnie cała muzyka jaką serwuje nam kapela to może nie nowość ale na pewno swego rodzaju świeżość na scenie. Praktycznie nikt tak nie gra. Całość kojarzy się z ostatnim albumem CB i chyba najłatwiej napisać, że jest to lajtowy punk rock mocno podszyty rock n rollem. Jest melodyjnie, ani nie za szybko ani nie za wolno, sporo zajebistych chórów i gitarka fajnie chodzi. Po prostu takie granie na luzie. Choć może nie ma tu absolutnych hitów a czasem może brakować mocniejszego pierdolnięcia to nie sposób nie lubić tej płyty. Idealna muza na podróż, pijacką imprezę czy też wyluzowanie się po pracy w sobotnie popołudnie. Mi najbardziej podeszły „Dobra passa”, „Chuligańska więź”, „Zatrzymaj się” – trochę w klimacie ska oraz nieco szybsze i mocniejsze „Miejskie getto”. Wyróżniłbym jeszcze „Prawdziwych przyjaciół…” ale i tak trzeba zaznaczyć, że cała płyta jest na dość wyrównanym poziomie. Na zakończenie albumu mamy dwa covery. Pierwszy z nich to świetna przeróbka „Yellow submarine” The Beatles oczywiście z innym tekstem, a drugi to klasyk Grzesiuka „Siekiera, motyka” z tekstem już tylko nieco zmienionym. Na deser nie powalający ale całkiem przyzwoity teledysk do „Dobrej passy”. Szatą graficzną wydawnictwa zajął się Jakub Stański i po raz kolejny stanął na wysokości zadania, no może przydałoby się jeszcze parę zdjęć. Jeśli mieliście ciężki dzień to ta płyta będzie odpowiednim muzycznym lekarstwem. Otwórzcie sobie zimne piwko, usiądźcie wygodnie w fotelu i włączcie np. „Nie ma szacunku”. Wyluzowanie i poprawa nastroju gwarantowane, sprawdźcie sami – polecam!

8/10 Włodek

Lumpex 75 – „Błyskawic ślad”, CD, Olifant Records

Po singlu dodanym do jednego z poprzednich numerów gazety wreszcie mamy nowy pełny album Lumpexu. Wielkiego zaskoczenia nie ma. Już od splitu z All Bandits słychać było, że zespół się rozwija i powoli odchodzi od zabawowo – pijackiego stylu znanego z pierwszej płyty. Nowy materiał jest mniej wesoły zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym. Nie ma tu może jakiejś wirtuozerii czy technicznych majstersztyków ale czuć, że kompozycje są bardziej dopracowane, mocniejsze, po prostu lepsze. Myślę, że zespół idzie w dobrym kierunku za czym przemawia fakt, że nowy album jest na pewno najciekawszym z dotychczasowych. Na płytę trafiło 17 numerów. Oczywiście mamy tu dwa kawałki znane już z singla czyli „Przeciwko wam” i świetny „Przepraszam” z naprawdę doskonałym tekstem. To nie jedyne pieśni jakie wcześniej już mogliśmy słyszeć. Panowie zdecydowali się bowiem zamieścić tu kolejną wersję jednego z ich bardziej znanego wałka. „Gdańsk”, bo o nim mowa, był już nagrywany i wydawany 3 czy 4 razy. Czy warto było robić to po raz kolejny? Zdecydowanie tak! Wersja zamieszczona tutaj jest najlepsza z dotychczasowych, a niewielka zmiana tekstu i przede wszystkim wpleciona w utwór melodia z „Roty” nadają jej nowy, lepszy kształt. Ciągnąc temat takich wstawek trzeba wspomnieć o „Zjednoczonej Europie” gdzie rozbraja fragment tekstu zaśpiewany po angielsku. W ogóle jeśli chodzi o teksty jest dużo lepiej niż na pierwszym albumie, który chyba najbardziej wyrył się w pamięci słuchaczy. Tu pod względem tekstowym zdecydowanie przoduje „Przepraszam” i „Nasze miasta” – inteligentna odpowiedź z klasą na kawałki tak skurwiałych kapel jak Landser czy Kraftschlag, ale w sumie nie tylko ich bo w Niemczech nie są to jedyne zespoły które mają, że tak powiem „swoje” zdanie na temat NASZYCH ziem i naszej roli w wojnie. Świetnie, że w końcu ktoś takie numery nagrał. Bez żadnej polityki, nazizmów, nacjonalizmów i tym podobnych gówien. Po prostu czysto patriotyczne podejście i odpowiedź na obelgi. Jak się okazuje można też zadać mocny i celny cios bez używania stwierdzeń typu „Jebać Niemców!” itp. Brawo Panowie – tak trzymać! Pod względem tekstowym wyróżniają się jeszcze: „Błyskawic ślad”, „Dla przyjaciół”, „Pętla”, „Bez szans” czy też „Emigracja”. Nie wiem czy taki był zamiar ale na pewno nie jedna osoba spojrzy na tekst „Bohatera” przez pryzmat pewnych wydarzeń sprzed paru lat. Oprócz absolutnych hitów w postaci „Przepraszam” i ”Naszych miast” najlepsze kawałki to „Dla przyjaciół”, „Bitwa”, „Gdańsk” i „Dlaczego”. Podoba mi się tez krótki punkowy i chamski „OGS”. Odnosząc się natomiast do szaty graficznej a przede wszystkim do okładki, która jak to często bywa została niezbyt pochlebnie oceniona na internetowych forach, napiszę tylko tyle – nie jest tak źle! Następnym razem radzę wziąć album do ręki i dopiero potem zastanowić się nad oceną. Co prawda podejrzewam, że te zdjęcia można by zrobić lepiej jednak ten digipack kiedy już ma się go w ręce prezentuje się bardzo dobrze. Jedynie czego mi brakuje to może większej wkładki. Jeśli ktoś miał wątpliwości czy Lumpex 75 to czołówka polskiego Oi!/Punka to myślę, że ta płyta te wątpliwości rozwieje. Ze swojej strony szczerze polecam!

9/10 Włodek

The Flatcaps – „Tu i teraz”, CD, Olifant Records

The Flatcaps pierwszy raz widziałem ładnych parę lat temu. Był to chyba jeden z ich pierwszych koncertów, grali wtedy m. in. z Blisterhead i Analogs w warszawskim Punkcie. Zaprezentowali się naprawdę dobrze i szczerze mówiąc wywarli na mnie i moich znajomych spore wrażenie. Z ich występu biła wręcz ogromna dawka siły i energii, która potem niestety została gdzieś zaprzepaszczona na ich nie najlepszej demówce. Tamten koncert zapamiętałem też dlatego, że pod sceną było dosyć ostro, dzielił i rządził tam pewien koleżka o dosyć pokaźnych gabarytach. Koleżką tym był Tomas, który jak się później okazało niczym Sid Vicious ;)) przeszedł drogę od fana do członka kapeli i dziś jest wokalistą stołecznego zespołu. Zapewne parę osób spodziewało się, że album Flatcapsów będzie przypominał ich „sławne” demo – nic bardziej mylnego. Utwory są mocniejsze, bardziej dopracowane, po prostu słychać, że kapela się rozwinęła i chłopaki zwyczajnie lepiej grają. Z najstarszego repertuaru ostały się tylko „Punkt G” i kultowa już „Narkomańska kurwa”. Czego jak czego ale tego drugiego kawałka nie mogło zabraknąć. Jest nagrany zdecydowanie lepiej i śmiało się broni wśród nowszych, nieco dojrzalszych kompozycji. Z jednej strony to bardzo dobrze, że zespół postawił na rozwój i odstawił na bok starsze, nie najwyższych lotów utwory, ale z drugiej strony chciałoby się usłyszeć nagrane porządnie „Oi! Pogo” czy też „Anarchistkę” 🙂 Może kiedyś, choćby jako bonus na kolejnym wydawnictwie. „Tu i teraz” zawiera 10 pieśni i instrumentalne intro. Nie ma tu jakiegoś mizernego kawałka, natomiast na tle całości wybijają się „Nie oddamy tego kraju”, „Zwiastun nienawiści”, „Tu i teraz” oraz „Moje miasto”. Oczywiście numer o warszawskiej Legii też wyszedł świetnie. Zresztą już to chyba kiedyś pisałem, że punk rockowe melodie i teksty o piłkarskim klubie to idealne połączenie, to się po prostu zawsze sprawdza. „Parada” to też udany wałek choć przyznaję, że początkowo drażniło mnie nagranie wokalu jak przez megafon w refrenie. Jedyną piosenką, która bardziej mi nie leży jest „Król Artur”. Pod względem graficznym „Tu i teraz” prezentuje się bardzo dobrze. Fajnie zrobiona książeczka gdzie każdy tekst ilustruje małe zdjęcie, do tego kilka fotek muzyków, stare i nowe zdjęcia stolicy, tradycyjne pozdrowienia i podziękowania a wszystko to w stonowanych, bardziej lub mniej brązowych kolorach. Podsumowując jest to równa, dobrze nagrana płyta z mocnym brzmieniem Oi! Music, udany debiut i album wart polecenia.

8/10 Włodek