Mechaniczna Pomarańcza – Mateusz Sitkiewicz (art. z NJJzN)

„Eksperymenty rządu prowadzące do samobójstwa chłopca”

Czytając recenzje filmu Mechaniczna Pomarańcza można przeczytać opinie typu: „Mechaniczna Pomarańcza to film o zwyrodnieniu człowieka, ale jednocześnie o jego psychice i mentalności; o resztkach emocji, które zawsze będą stanowiły różnice między człowiekiem a zwierzęciem…” lub „Wizja przyszłości pełnej przemocy, anarchii i cynizmu.” i „Alex, nasz młody bohater, nie przeciwstawia się jednej konkretnej rzeczy. On nie działa dla żadnej idei, nie działa dla zemsty czy żądzy zysku – jego agresja nie jest niczym zanieczyszczona. Robi to, co robi dla czystej sadystycznej przyjemności zadawania cierpienia. Jego agresja nie jest również ukierunkowana na żaden konkretny cel, za to rozchodzi się we wszystkich kierunkach, jak kręgi na wodnej tafli, gdy wzburzyć ją rzuconym kamieniem.” Przemoc, cynizm, zwyrodnienie człowieka, agresja itd. itp. W kółko to samo. O czym tak na prawdę jest ten film? Z pewnością o „przygodach” piętnastoletniego Alexa, także o przemocy, agresji, ale i także o tym, do czego zdolny jest rząd. Nie to jest w Mechanicznej Pomarańczy najokropniejsze, co jej bohaterowie wyczyniają, ale to, co System (rząd) może zrobić z człowiekiem!

A więc jak to było z tym naszym młodym Alexem? Alex, razem ze swoją bandą (trzema kumplami) rozrabiał w całym mieście. Pobili starca, wdawali się w bijatyki z innymi gangami, włamywali się do mieszkań, rabowali, gwałcili i kradli. Po jakimś czasie tych chuligańskich wybryków w grupie Alexa doszło do kłótni i w wyniku spisku jego kompanów, Alex wylądował w więzieniu na 14 lat za MORDERSTWO!

Więzienia były przepełnione, rząd nie chciał dawać więcej pieniędzy na więźniów, którym więzienie i tak nie pomagało, a niektórzy traktowali to raczej jako zabawę. Rząd postanowił przeprowadzić eksperyment polegający na tym, aby więzień oglądał nadmiernie filmy zawierające przemoc. W ten sposób więzień miał znienawidzić przemoc i wejść na dobrą drogę.

I tak w ten oto sposób nasz Alex po dwóch latach wiezienia został przewieziony do klinik i poddany technice Ludavico. Na początku Alex dostawał „lekarstwa”, później oglądał serie filmów zawierających przemoc, gwałty, bijatyki, wojny itd. Nasz bohater został unieruchomiony na fotelu, oczy miał zablokowane jakimiś spinaczami tak, aby musiał oglądać filmy cały czas. Po oglądaniu filmów kilka dni, „lekarstwa” zaczęły powodować u Alexa mdłości. Na widok przemocy Alexowi robiło się niedobrze. Jednak najgorsze dopiero nadeszło, kiedy jako podkład do filmów użyto muzyki Ludwika Van Beethovena. Niestety Alex był koneserem i jego ulubiona „Dziewiąta…” stała się znienawidzona. „Błagam! Błagam przestańcie! To grzech używać Ludwika Van… do takich rzeczy” – krzyczał Alex.

Młody Alex został wyleczony z seksu, przemocy i… muzyki. Po udanym leczeniu przy publiczności składającej się z samych wysokich osobistości Alex został poddany próbie. Najpierw jakiś mężczyzna obrzucił go wyzwiskami, później uderzył w policzek, a następnie kazał lizać buty. Alex wytrzymał tę próbę, przy czym oczywiście miał mdłości. Następnie musiał stawić czoła nagiej kobiecie. Kiedy już chciał ją dotknąć napotkał na podświadomą barierę, mdłości itp. Udało się – Alex został wolny! Media przekrzykiwały się nawzajem: „Morderca na wolności: nauka tryumfuje”.

Alex powrócił do domu i zastał w nim jakiegoś mężczyznę, który wynajmował jego pokój. Już chciał mu przywalić jak za dawnych czasów, ale… nagle coś go zatrzymało i pojawiły się mdłości. Zaczął bekać i ogólnie zrobiło mu się nie dobrze. W domu już nie miał czego szukać, więc tułał się po ulicach. I zaczęło się…

Spotkał biedaka, którego niegdyś pobił z kumplami. Teraz biedak ze swoimi kumplami odpłacił się Alexowi, a Alex? Cóż miał zrobić? Wewnętrzna blokada trzymała. Nie był zdolny nawet do samoobrony. Chwile później spotkał swoich dawnych kompanów, którzy teraz są policjantami! Oni także spuścili mu łomot. Oczywiście jakby tego było mało, Alex zawędrował do domu pisarza, któremu wcześniej zgwałcił żonę. Kobieta umarła jak twierdzom lekarze, jednak pisarz był przekonany, że to przez Alexa i jego kumpli. Pisarz jednak na początku nie zorientował się, że to Alex, ponieważ ten miał w tamtym czasie maskę na twarzy. Dla pisarza Alex był świetnym narzędziem do walki z rządem. Zadzwonił więc do przyjaciół: „Politycy próbują nawracać zbrodniarzy i recydywistów… Wcielając ich potem jako posłuszne baranki na drugą stronę barykady. Musimy uświadomić ludzi, że rząd może to samo zrobić z nimi. Muszą bronić swojej prywatności i wolności. W czasach, kiedy człowiek sprzeda święty spokój za wolność osobistą… potrzeba nam bodźca takiego, jak ten tutaj chłopak.” Po niedługim czasie pisarz zorientował się, że Alex odpowiada za śmierć jego żony. Wiedząc, że Alex nie znosi Ludwica Van Beethovena zamknęli go w pokoju i puszczali muzykę najgłośniej jak się tylko dało. Nasz bohater wolał wybrać śmierć niż przechodzić przez takie cierpienia – wyskoczył więc przez okno! Cały się potłukł, ale przeżył. Kolejny raz media przekrzykiwały się nawzajem i tym razem słusznie: „Rząd oskarżony o niehumanitarne eksperymenty.”, Rząd mordercą.”, „Naukowcy ingerują w ludzką naturę.”, „Eksperymenty prowadzące do samobójstwa?”

I tak oto nasz Alex… nie, nie zdradzę zakończenia filmu. Zepsułbym cała przyjemność.

A więc, podsumowując. Mniejsza z tym, jaki był Alex. Zwróćmy teraz uwagę na samego człowieka i na to, co System z nim zrobił. Chłopak nie miał wyboru, miał tylko jedno wyjście, które prowadzi go do tego poniżającego zachowania, jakim jest na przykład lizanie butów. Został poniżony i zdeptany jak robak. Przestaje czynić zło, nie ma już moralności, dzięki której mógłby wybierać! Została mu zupełnie odebrana prywatność, wolność osobista, godność i szacunek do samego siebie.

A rząd? Stosując taką technikę wobec ludzi może sobie podporządkować całe społeczeństwo i dowolnie nim manipulować. Ta technika pozbawia człowieka zwykłej i naturalnej dla każdego samoobrony. Alex przecież nie umiał się nawet obronić przed słabymi żebrakami! Oprócz agresji została w nim także zabita samoobrona. Rzeczywiście, to już jest ingerowanie w ludzką naturę. To właśnie w tym filmie jest przerażające. To, co może System zrobić z człowiekiem!

Mateusz Sitkiewicz

 

 

Kalevalan Vikingit – „Work & Fight”, CD, Olifant Records

Jeszcze niedawno o tym zespole nie wiedziałem nic oprócz tego, że pochodzą z Finlandii. Ta informacja od razu skłoniła mnie do myślenia, że „Work & Fight” to będzie album w stylu produkcji Mistreat. Chyba właśnie dlatego na początku byłem lekko zawiedziony tym co usłyszałem. Spodziewałem się samych, od razu wpadających w ucho, melodyjnych kawałków, a tu choć melodyjnie czasem jest, to stylu Mistreat raczej nic nie przypomina. Odłożyłem ta płytę na półkę i skusiłem się na nią znowu po naprawdę długim czasie. Teraz nie rozumiem jak mogłem nie docenić tego krążka wcześniej. Tak go polubiłem, że jeździł ze mną do pracy codziennie przez jakieś trzy miesiące. Mamy tu mieszankę stylów. Prym wiedzie Oi! ale viking rock jest równie ważny, a czasem trafia się jakiś inny smaczek jak harmonijka w „Tyomiehen kesa” czy przywodzący na myśl psychobilly bas w „Sven dufva”. Utwory nie zlewają się w całość i zdecydowanie nie jest to gra na jednym patencie. Różnorodność ale zarazem klimatyczna spójność to największe atuty tego albumu. Docenia się go jeszcze bardziej kiedy na końcu dodanej książeczki przeczytamy skład zespołu. Tworzą go tylko dwie osoby a mózgiem jest Arska, obsługujący gitarę, wokal, bas i harmonijkę. „Work & Fight” składa się z 10 utworów opowiadających o klasie robotniczej, miłości do kraju i kulturze skinheads. Co warte uwagi to, że panowie podkreślają, że nie są ani nazistami ani nie mają nic wspólnego z lewą stroną mocy, takie oświadczenie znajdziemy w paru świetnych utworach np.: „Finnish Skinheads”, „Perseilijat”czy „Work & Fight”. Oprócz wspomnianych kawałków zarąbiste są jeszcze „White & Blue”, „Kuolleet Satilaat”, „Sotahullut” czy „1918”. Mocną stroną albumu są również teksty. Fakt, że nie są jakieś skomplikowane, ale na pewno też nie prostackie. Oczywiście mówię o tekstach angielskich bo tych fińskich niestety w większości nie rozumiem. Tu mała próbka która szczególnie zapadła mi w pamięci: „Some think you’re left-winged, some think you’re right-winged. But you’re something else, you’re true o yourself”. Nie prostacko lecz prosto, zwięźle i w samo sedno. Do albumu dodano ekstra bonus w postaci wspaniałej epki „Boys from the north”. Numer tytułowy jest dobry, ale to „Love your country” i „Kustaa Aadolf” są absolutnymi hitami. W tym drugim numerze zajebiście mi się podoba jak chodzi bas i chyba to jego lubię najbardziej z całego cd ale „Love your country” wiele mu nie ustępuje i też go uwielbiam. Ostatni miałem sporo problemów i to właśnie ten numer podnosił mnie na duchu. Wydanie może nie powalające ale niezłe. Środek wkładki w barwach fińskiej flagi, teksty, zdjęcie muzyków i fajna okładka. Jednak dużym minusem jest wg mnie brak tłumaczeń tekstów. Już nie mówię, że na polski ale na angielski. To zdecydowanie ułatwiłoby odbiór tej płyty. Cóż, nie jest to Oi! jakiego słuchacie codziennie, ale niech was to nie zraża. To naprawdę świetna płyta, znam ją już na pamięć. Polecam!

9/10 Włodek

Komando Bimber – „St”, CD, Olifant Records

Za zespołem Komando Bimber stoi niejaki Kowboj. Perkusista, który ostatnio wspierał wokalnie Contra Boys w utworze „Rudy Władek”. Bardziej zaawansowani na pewno kumają tego zawodnika też z innej produkcji no ale kmwtw. Pan Kowboj w swoim zespole oprócz walenia w gary obsługuje również mikrofon. Głos jak i sposób śpiewania ma dosyć oryginalny ale fajnie się go słucha. Ogólnie cała muzyka jaką serwuje nam kapela to może nie nowość ale na pewno swego rodzaju świeżość na scenie. Praktycznie nikt tak nie gra. Całość kojarzy się z ostatnim albumem CB i chyba najłatwiej napisać, że jest to lajtowy punk rock mocno podszyty rock n rollem. Jest melodyjnie, ani nie za szybko ani nie za wolno, sporo zajebistych chórów i gitarka fajnie chodzi. Po prostu takie granie na luzie. Choć może nie ma tu absolutnych hitów a czasem może brakować mocniejszego pierdolnięcia to nie sposób nie lubić tej płyty. Idealna muza na podróż, pijacką imprezę czy też wyluzowanie się po pracy w sobotnie popołudnie. Mi najbardziej podeszły „Dobra passa”, „Chuligańska więź”, „Zatrzymaj się” – trochę w klimacie ska oraz nieco szybsze i mocniejsze „Miejskie getto”. Wyróżniłbym jeszcze „Prawdziwych przyjaciół…” ale i tak trzeba zaznaczyć, że cała płyta jest na dość wyrównanym poziomie. Na zakończenie albumu mamy dwa covery. Pierwszy z nich to świetna przeróbka „Yellow submarine” The Beatles oczywiście z innym tekstem, a drugi to klasyk Grzesiuka „Siekiera, motyka” z tekstem już tylko nieco zmienionym. Na deser nie powalający ale całkiem przyzwoity teledysk do „Dobrej passy”. Szatą graficzną wydawnictwa zajął się Jakub Stański i po raz kolejny stanął na wysokości zadania, no może przydałoby się jeszcze parę zdjęć. Jeśli mieliście ciężki dzień to ta płyta będzie odpowiednim muzycznym lekarstwem. Otwórzcie sobie zimne piwko, usiądźcie wygodnie w fotelu i włączcie np. „Nie ma szacunku”. Wyluzowanie i poprawa nastroju gwarantowane, sprawdźcie sami – polecam!

8/10 Włodek

Lumpex 75 – „Błyskawic ślad”, CD, Olifant Records

Po singlu dodanym do jednego z poprzednich numerów gazety wreszcie mamy nowy pełny album Lumpexu. Wielkiego zaskoczenia nie ma. Już od splitu z All Bandits słychać było, że zespół się rozwija i powoli odchodzi od zabawowo – pijackiego stylu znanego z pierwszej płyty. Nowy materiał jest mniej wesoły zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym. Nie ma tu może jakiejś wirtuozerii czy technicznych majstersztyków ale czuć, że kompozycje są bardziej dopracowane, mocniejsze, po prostu lepsze. Myślę, że zespół idzie w dobrym kierunku za czym przemawia fakt, że nowy album jest na pewno najciekawszym z dotychczasowych. Na płytę trafiło 17 numerów. Oczywiście mamy tu dwa kawałki znane już z singla czyli „Przeciwko wam” i świetny „Przepraszam” z naprawdę doskonałym tekstem. To nie jedyne pieśni jakie wcześniej już mogliśmy słyszeć. Panowie zdecydowali się bowiem zamieścić tu kolejną wersję jednego z ich bardziej znanego wałka. „Gdańsk”, bo o nim mowa, był już nagrywany i wydawany 3 czy 4 razy. Czy warto było robić to po raz kolejny? Zdecydowanie tak! Wersja zamieszczona tutaj jest najlepsza z dotychczasowych, a niewielka zmiana tekstu i przede wszystkim wpleciona w utwór melodia z „Roty” nadają jej nowy, lepszy kształt. Ciągnąc temat takich wstawek trzeba wspomnieć o „Zjednoczonej Europie” gdzie rozbraja fragment tekstu zaśpiewany po angielsku. W ogóle jeśli chodzi o teksty jest dużo lepiej niż na pierwszym albumie, który chyba najbardziej wyrył się w pamięci słuchaczy. Tu pod względem tekstowym zdecydowanie przoduje „Przepraszam” i „Nasze miasta” – inteligentna odpowiedź z klasą na kawałki tak skurwiałych kapel jak Landser czy Kraftschlag, ale w sumie nie tylko ich bo w Niemczech nie są to jedyne zespoły które mają, że tak powiem „swoje” zdanie na temat NASZYCH ziem i naszej roli w wojnie. Świetnie, że w końcu ktoś takie numery nagrał. Bez żadnej polityki, nazizmów, nacjonalizmów i tym podobnych gówien. Po prostu czysto patriotyczne podejście i odpowiedź na obelgi. Jak się okazuje można też zadać mocny i celny cios bez używania stwierdzeń typu „Jebać Niemców!” itp. Brawo Panowie – tak trzymać! Pod względem tekstowym wyróżniają się jeszcze: „Błyskawic ślad”, „Dla przyjaciół”, „Pętla”, „Bez szans” czy też „Emigracja”. Nie wiem czy taki był zamiar ale na pewno nie jedna osoba spojrzy na tekst „Bohatera” przez pryzmat pewnych wydarzeń sprzed paru lat. Oprócz absolutnych hitów w postaci „Przepraszam” i ”Naszych miast” najlepsze kawałki to „Dla przyjaciół”, „Bitwa”, „Gdańsk” i „Dlaczego”. Podoba mi się tez krótki punkowy i chamski „OGS”. Odnosząc się natomiast do szaty graficznej a przede wszystkim do okładki, która jak to często bywa została niezbyt pochlebnie oceniona na internetowych forach, napiszę tylko tyle – nie jest tak źle! Następnym razem radzę wziąć album do ręki i dopiero potem zastanowić się nad oceną. Co prawda podejrzewam, że te zdjęcia można by zrobić lepiej jednak ten digipack kiedy już ma się go w ręce prezentuje się bardzo dobrze. Jedynie czego mi brakuje to może większej wkładki. Jeśli ktoś miał wątpliwości czy Lumpex 75 to czołówka polskiego Oi!/Punka to myślę, że ta płyta te wątpliwości rozwieje. Ze swojej strony szczerze polecam!

9/10 Włodek

The Flatcaps – „Tu i teraz”, CD, Olifant Records

The Flatcaps pierwszy raz widziałem ładnych parę lat temu. Był to chyba jeden z ich pierwszych koncertów, grali wtedy m. in. z Blisterhead i Analogs w warszawskim Punkcie. Zaprezentowali się naprawdę dobrze i szczerze mówiąc wywarli na mnie i moich znajomych spore wrażenie. Z ich występu biła wręcz ogromna dawka siły i energii, która potem niestety została gdzieś zaprzepaszczona na ich nie najlepszej demówce. Tamten koncert zapamiętałem też dlatego, że pod sceną było dosyć ostro, dzielił i rządził tam pewien koleżka o dosyć pokaźnych gabarytach. Koleżką tym był Tomas, który jak się później okazało niczym Sid Vicious ;)) przeszedł drogę od fana do członka kapeli i dziś jest wokalistą stołecznego zespołu. Zapewne parę osób spodziewało się, że album Flatcapsów będzie przypominał ich „sławne” demo – nic bardziej mylnego. Utwory są mocniejsze, bardziej dopracowane, po prostu słychać, że kapela się rozwinęła i chłopaki zwyczajnie lepiej grają. Z najstarszego repertuaru ostały się tylko „Punkt G” i kultowa już „Narkomańska kurwa”. Czego jak czego ale tego drugiego kawałka nie mogło zabraknąć. Jest nagrany zdecydowanie lepiej i śmiało się broni wśród nowszych, nieco dojrzalszych kompozycji. Z jednej strony to bardzo dobrze, że zespół postawił na rozwój i odstawił na bok starsze, nie najwyższych lotów utwory, ale z drugiej strony chciałoby się usłyszeć nagrane porządnie „Oi! Pogo” czy też „Anarchistkę” 🙂 Może kiedyś, choćby jako bonus na kolejnym wydawnictwie. „Tu i teraz” zawiera 10 pieśni i instrumentalne intro. Nie ma tu jakiegoś mizernego kawałka, natomiast na tle całości wybijają się „Nie oddamy tego kraju”, „Zwiastun nienawiści”, „Tu i teraz” oraz „Moje miasto”. Oczywiście numer o warszawskiej Legii też wyszedł świetnie. Zresztą już to chyba kiedyś pisałem, że punk rockowe melodie i teksty o piłkarskim klubie to idealne połączenie, to się po prostu zawsze sprawdza. „Parada” to też udany wałek choć przyznaję, że początkowo drażniło mnie nagranie wokalu jak przez megafon w refrenie. Jedyną piosenką, która bardziej mi nie leży jest „Król Artur”. Pod względem graficznym „Tu i teraz” prezentuje się bardzo dobrze. Fajnie zrobiona książeczka gdzie każdy tekst ilustruje małe zdjęcie, do tego kilka fotek muzyków, stare i nowe zdjęcia stolicy, tradycyjne pozdrowienia i podziękowania a wszystko to w stonowanych, bardziej lub mniej brązowych kolorach. Podsumowując jest to równa, dobrze nagrana płyta z mocnym brzmieniem Oi! Music, udany debiut i album wart polecenia.

8/10 Włodek

The Junkers – „Maszyna nienawiści”, CD, Olifant Records

Junkers nie obniża lotu, wręcz przeciwnie, wznosi się coraz wyżej, leci szybciej i atakuje ze zdwojoną mocą. Poprzednia płyta była bardzo dobra ale ta jest jeszcze lepsza! „Maszyna nienawiści” składa się z 10 podstawowych części i 3 dodatkowych. Szczecinianie grają jeszcze ciężej, więcej tu też solówek niż na poprzednich produkcjach ale słychać, że w takiej cięższej i bardziej złożonej stylistyce zespół czuje się lepiej. Prawie cała płyta to ostra gitarowa galopada, konkretne mocne teksty i ziejące nienawiścią bardzo energetyczne wokale. Małą odskocznią od tego klimatu są dwa utwory: „Ferajna” – kawałek bardziej melodyjny i zabawowy oraz „Obcy wiatr” o nieco balladowym, viking rockowym charakterze. Najbardziej podobają mi się te kawałki które zagrane są na największej kurwie czyli „100 procent” i „Maszyna nienawiści”. Świetne i równie mocne są „Inaczej żyć nie umiem” i „Wasze flagi”. Myślałem też, że tematy w stylu chuliganka itp. są już zdecydowanie wyczerpane i żadna tego typu pieśń już mnie nie zachwyci ale „Hooligans” świetnie się broni i w takim klimacie to jeden z najlepszych numerów jakie ostatnio a może i w ogóle słyszałem. Część zasadniczą albumu kończy utwór, który wg mnie jest najlepszy na płycie. „Ostatni toast” to kawałek muzycznie niesamowity, gitary chodzą tu fantastycznie i wprost uwielbiam słuchać tego numeru, jeszcze nie zdarzyło mi się żebym przy przesłuchiwaniu płyty nie cofnął się i nie puścił go jeszcze raz. Tekstowo natomiast wprost chwyta za serce. Każdy kto w życiu stracił bliską osobę na pewno przy tym utworze zamyśli się na chwilę. Jako bonus mamy 3 kowery. Wszystkie zagrane tak, że śmiało mogę stwierdzić, że są przynajmniej tak dobre jak oryginały. Dwa z nich to kawałki, które nie zdążyły się nagrać na niedawno wydane tributy, czyli „Majkel Dżekson” Rezystencji (fajnie wpleciona wstawka z oryginalnego utworu Majkela) i „Komuniści” Ramzesa. Jako trzeci bonus „Johnny be good” Chucka Berry przerobione na „Gol Pogoń gol”. Gdyby piłkarze Pogoni grali w nogę tak jak Junkers gra rock n’ rolla to przynajmniej awans do ekstraklasy mieliby w kieszeni. Pod względem wydawniczym jest dobrze, sporo fotek, wszystkie teksty, ale w stosunku do poprzedniego albumu mały spadek formy, no może z wyłączeniem okładki która jest ciekawsza od ostatniej. „Maszyna nienawiści” to zdecydowanie pozycja obowiązkowa, wg mnie ten album mieści się spokojnie w dziesiątce najlepszych polskich płyt w kategorii skinheads music. To trzeba mieć. POLECAM!!!

10/10 Włodek

Werwolf 77 – „Ostatni dancing”, CD, Olifant Records

Długo trzeba było czekać na płytę Werwolfu. Parę lat zapowiedzi i w końcu jest. Co prawda nie jest to nic nowego bo mamy tu do czynienia z materiałem wydanym wcześniej jako demo pt. „Ostatni dancing w kwaterze Hitlera” ale nic to! Ważne, że w ogóle się udało i chwała Bosemu za to, że w końcu zdołał tych leniwców do tego namówić. Zawartość krążka każdy szanujący się fan punk rocka zna na pamięć. Nagrania pochodzą z lat 2000-2006 i każdy bez wyjątku kawałek to hit! Moje ulubione numery to: „Pępek świata”, „Tandeta w modzie”, „Jestem na to za głupi”, „Zamknij oczy dodaj gazu”, „Dziwka z prawdziwego zdarzenia” i oczywiście kultowe już „Twoje długie włosy” i „Koledzy są najważniejsi” ale tak naprawdę mógłbym tu przytoczyć każdy tytuł. Absolutnie nie przeszkadza mi w tym wypadku nie najlepsze nagranie, to że wokal fałszuje czy tam, że dźwięk poszczególnych instrumentów jest za płaski. Totalnie uwielbiam tę płytę bo choćbym miał mega zjebany dzień i był strasznie wkurwiony to zawsze kiedy ją tylko włączę dobry humor powraca. Przy tych kawałkach po prostu nie da rady inaczej bo zarówno muzycznie a szczególnie tekstowo każdy numer po prostu rozbraja! Oceniając wydanie tego albumu też można tylko bić brawo. Niektórzy oczywiście narzekali, że okładka kiczowata itd. a ona tymczasem jest idealna bo po prostu w 100% w stylu Werwolfu. Spora książeczka przynosi nam masę zdjęć, wszystkie mistrzowskie teksty, historię kapeli oraz artykuł o zespole z jakiejś starej zapewne lokalnej gazety. Tak wydane płyty naprawdę miło mieć w swojej kolekcji. Na wydanie nowszych pieśni zespołu zapewne znowu przyjdzie nam czekać parę lat ale każdy kto choć raz był na ich koncercie i te numery słyszał wie, że czekać naprawdę warto. Tymczasem polecam wszystkim „Ostatni dancing” bo nie wierzę, że można tej płyty nie polubić!

10/10 Włodek

GAN – Przeklęty Polak, CD, Olifant Records

Analogs, Junkers, Blackouts, Needels & Pins, The Freaks, Anti – Dread to pewnie jeszcze nie wszystkie zespoły w których grali zawodnicy tworzący GAN. Tym razem GAN to nie grupa anty nazistowska, a zespół który powstał z myślą o graniu takich samych punkowych klimatów w jakich tworzący go muzycy obracają się od dawna ale śpiewaniu już o czymś innym, o polskiej historii i polskich bohaterach. Nazwa zespołu to pseudonim Rafała Ganowicza który z komuną walczył nie tylko słowem ale i z bronią w ręku i to z niemałymi sukcesami. Jemu też poświęcona jest pierwsza i jedna z najlepszych piosenek na albumie. Tytuł płyty natomiast nawiązuje do sławnego polskiego okrętu ORP Grom, który zanim został zatopiony przez niemiecki bombowiec, dał się Niemcom we znaki przy wybrzeżach Norwegii i to Niemcy właśnie nadali mu przydomek „Przeklęty Polak”. Kolejne świetne numery to mój prywatny faworyt „Generał Maczek i jego pancerni” oraz „Rozstrzelana armia”, w oryginale spokojna pieśń Andrzeja Kołakowskiego o partyzanckim oddziale Łupaszki a tu konkretny punkowy czad. Na tej samej zasadzie i też z bardzo dobrym skutkiem został przerobiony „Hymn do Bałtyku”, pieśń polskiej Marynarki Wojennej. Te 5 numerów to konkretne kozaki i jeśli z tej płyty zrobilibyśmy EP to nie zdejmowałbym go z odtwarzacza. Kolejne numery już tak się nie wyróżniają. Niezłe są jeszcze „Słowiański temperament” i „Westerplatte” ale „Ojczyzna” czy zdecydowanie lżejszy „Panie Janie Młodopolski” w ogóle mnie nie ruszają. Zdecydowanie lepiej zespół wypada w konkretnych, szybkich kawałkach. Wartym odnotowania jest fakt, że na płycie znajdują się jeszcze dwie ballady. „Blada Ballada” i „Rzeź Wołyńska cz. 2” nie są moimi faworytami ale fajnie, że zespół szuka dla nich nowych muzycznych rozwiązań bo tematy które przy tym porusza na pewno mogą być dobrze zilustrowane również przez melodie wymykające się standardowemu myśleniu o punk rocku. Co pokazała na przykład znana już chyba każdemu Horytnica. Ogólnie „ Przeklęty Polak” to dobra płyta przypominająca o ważnych postaciach i historiach które powinny być znane każdemu Polakowi. Za to chwała zespołowi, ale też nie mogę się oprzeć wrażeniu, że z takim składem, można by rzec szczecińskim dream teamem, GAN stać na wiele więcej i na to właśnie liczę czekając na kolejny materiał.

7/10 włodek

Lamia Reno – ST, CD

Ominęły mnie wszelkie zapowiedzi tej płyty co przełożyło się na totalny brak zainteresowania tematem z mojej strony. Dołożyłem ją sobie co prawda do paczki z zamówieniem ale swoje jeszcze odstała na półce zanim trafiła do odtwarzacza. Bez emocji i jakichkolwiek oczekiwań nacisnąłem „play” i …… Łoo łoo łoooo LAMIA RENO!!!!!! Dosłownie po chwili darłem się jak szalony razem z chłopakami. „Bażancie życie”, „Bramy wolności” i byłem totalnie kupiony. Zajebiste granie, fajne teksty, noga sama tupie, głowa sama się kiwa – rewelka! Mało brakowało abym tą płytę w ogóle olał, teraz już wiem co mnie zmyliło. To napis Hard Rock, który stał jak byk przy opisie tej płyty. No właśnie byk! Bo to huj nie hard rock. Nie ma tu typowej łupanki, czasem jest nawet za słodko jak w „WF” ale ogólnie przecie to je punk rock panie! Za sprawą szantowych szlagierów „24 lutego” czy nieco słabszej w tym zestawie „Bitwy” ukuł już ktoś etykietkę punk rocka pirackiego, no cóż na pewno trafniejsze to niż ten nieszczęsny Hard Rock. Do wyżej wymienionych dochodzą autentyczne hity  w postaci: „Dzieciaku”, „Kraty”, „Supermarket”, czy niestety (bo jednak nie lubię spędzać w pracy w niedzielę 12 godzin) bliskiego mi tematu w „Poniedziałku”. Nieco mniej mi się podobają przypominające najbardziej dokonania Lumpexu „Tereska” i „System”. To dlatego, że na tej płycie chłopaki bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli jednak innym stylem grania i wolę jak się tego trzymają. Już w pierwszej połowie roku stwierdziłem, że mamy bardzo mocnego kandydata do płyty roku, tymczasem mamy listopad i zdania nie zmieniam! „Poznałem imię twe – LAMIA RENO!!!”

10/10 włodek

ODSIECZ – wywiad z NJJZN nr 17

Czy możesz przybliżyć nam historię zespołu?

Wszystko rozpoczęło się od momentu gdy Harcyk zaproponował na spontanie Korusiowi nagranie utworu na płytę „Polska Gol vol 2”. Numer zrobili w jeden dzień, gdzie za perkusją zasiadł Misiek             z Bandy Whysego i Roman Tiko. Mieli dylemat kto zaśpiewa, niewiele myśląc zadzwonili do Szymona zachęcając go posłuchaniem jak grają i browarami – afkors, Szymon pojawił się po niemalże 20stu minutach, a chłopaki wręczyli mu kartkę z tekstem i powiedzieli „Stary, teraz to nie masz wyjścia – śpiewasz”. Szymek podchodził na samym początku z dystansem, ale zaśpiewał kawałek i było git. Po nagraniu skład opuścił Misiek przez co próby odbywały się w trzy osobowym składzie i w różnych stanach nieważkości. Szukali perkusisty jakiś czas, ba! nawet ogłoszenia zrobili, co w rezultacie nic nie dało. Telefony milczały zarówno jak i Harcyka tak i Korusia. Jeden z genialnych Ojców założycieli, wpadł na pomysł i sprowadził na próbę jegomościa Kwiatka, także próby odbywały się regularnie             w stałym zespole. Pierwsza integracja zespołu również przebiegła rewelacyjnie, co mogą poświadczyć Ci co byli i Ci co pamiętają rzecz jasna ;). Niedługo później chłopaki zagrali pierwszy spontaniczny koncert, na którym defakto nie mieli grać. Trzasnęli parę coverów i swój numer. Publika bawiła się dobrze ( tak bynajmniej się wydawało 😛 ) i Wiara była zachwycona. Reasumując, więcej odsieczy               w Odsieczy i będzie konkret power :). A co będzie dalej…czas pokaże…CDN:). Odsiecz Team. Mamy rok 2014, sześć dni temu wybiły nam 2 lata wspólnego grania. Dotąd stanęliśmy na wspólnej scenie              z takimi kapelami jak Histerya, Szewska Pasja, The Sandals, Kontroler, Bałagan, Morszczuk, Blitzed, ADHD Syndrom, Rewizja, Pils, PunkRock Gang i wieloma innymi. Dziękujemy za wspólne granie, wspólne aftery po imprezach, czasem bifory i w trakcie koncertu :). Przed nami szykują się następne koncerty, następne wyzwania, może i płytka :). Wszystko w swoim czasie. Wbrew pozorom 2 lata                  to szmat czasu, a zleciało jak tydzień :). Skład pozostaje w dalszym ciągu bez zmian. W dalszym ciągu Szymek pruje puchę, Koruś pierdzieli solówki, Harcu udaje, że gra na basie i robi tylko dobre wrażenie, a Kfiatu odbębnia robotę :P, z czego się kurewsko cieszymy i oby tak dalej! Odsiecz Team :).

 

Dlaczego nazwaliście się Odsiecz i czy ta nazwa znaczy dla Was coś specjalnego?

Nazwa nie powstała podczas burzy mózgów, lecz podczas pijackiego bólu głowy. Dla każdego oznacza coś innego i generalnie jest na drugim planie. Dla nas liczą się nasze teksty i to, że się każdy z nas z nimi utożsamia.

 

Opowiedzcie nam o waszych fascynacjach muzycznych…

Wiadomo, że jak to w kapeli nie jesteśmy tacy sami, każdy z nas ma inne gusta, ale się dogadujemy. Słuchamy począwszy od AlkoPolo do ciężkich, gitarowych riffów.

 

Czy znacie jakieś kapele z Polski?

 Tak, oczywiście, że znamy. Wszystkie kapele, które mają wpływ na scenę są na dobrze znane,                  a z niektórymi znamy się osobiście. Śledzimy również działalność innych mniej znanych kapel.

 

Opowiedz coś o waszych koncertach, czy często gracie i który był najlepszy a który najgorszy  i dlaczego?

 Kapela istnieje od niedawna. Gramy, jak tylko jest możliwość i do każdego koncertu staramy się być jak najlepiej przygotowani. Wiadomo, każdy dzień jest inny, różnie się układa. Jedno jest pewne, każdy koncert daje niesamowitą energię, którą ciężko opisać słowami, kto tego nie wie, ten powinien sprawdzić temat pod albo na scenie.

 

Co myślicie o wplataniu w muzykę treści politycznych?

 Raczej nie jesteśmy zwolennikami umieszczania treści politycznych w utworach, aczkolwiek temat polityki jest i będzie poruszany w utworach w mniejszym lub większym stopniu.

 

Co sprawiło, że związaliście się z muzyką punk?

 Tak naprawdę, każdy z nas zaczynał inaczej swą przygodę z punkiem, u jednych był to jakiś koncert, u drugich poznanie ludzi z klimatu.

 

Jak postrzegacie obecną sytuację ruchu i sceny punk/oi i czy wg Was ma ona jeszcze szansę wrócić na miejsce, jakie zajmowała na przełomie lat 70/80tych?

 Scena zmienia się i przekształca wraz z nowym pokoleniem, jak i również sytuacją społeczną, to że io/punk nie siedzi w głównym nurcie zawsze wyjdzie mu na dobre.

 

Czy czujecie się patriotami?

Jak najbardziej.

 

 Co sądzicie o tatuowaniu się?

  Nie wszyscy w zespole mają dziary, ale doświadczeni w temacie je uwielbiają.

 

Wolicie piwko czy mocniejsze trunki?

Nie jesteśmy wybredni, alkoholu i pacierza nie odmawiamy.

 

Ulubiona drużyna piłkarska, bokser lub zawodnik MMA i aktorka porno?

Na forum kapeli nie poruszamy tematu klubowej piłki nożnej. Wspieramy dopingiem wszystkich sportowców mniej i bardziej wybitnych, którzy reprezentują nas na wszelkich mistrzostwach. Nieważne czy to w ringu, czy na macie, bieżni, torze, boisku, korcie, skoczni … Aktorki porno lubimy wszystkie.

 

Czym zajmujecie się poza grą w zespole?

Pracujemy, albo szukamy pracy, bo bez pracy nie ma…

 

A co z zinami? Czy w erze internetu jest jeszcze sens ich wydawania?

Prawda jest taka, że internet wykańcza znane nam dotąd źródła informacji, ale ogólnopolski zin Ojowy był by dobrym pomysłem – tak sądzimy.

 

 Ulubiona maksyma życiowa, która Ci towarzyszy?

  NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ!